Hospicjum perinatalne jako alternatywa wobec eugenicznej aborcji

Gość Niedzielny: Ratuje Pan dzieci z ciężkimi wadami letalnymi przed aborcją. Pana ośrodek to chyba ostatnie takie miejsce w Europie.

Tomasz Dangel: Powiedziałbym raczej, że pierwsze. Wszystko zaczęło się od tego, że moja żona, dr Joanna Szymkiewicz-Dangel, która zajmuje się diagnostyką prenatalną wad serca, skierowała do nas w 1998 r. nienarodzone dziecko z nieuleczalną chorobą. Mam nadzieję, że w Polsce powstaną kolejne hospicja perinatalne. Obecnie działają one głównie w USA.

Ja osobiście nie ratuję dzieci przed aborcją. Z rodzicami, którzy stoją przed takim wyborem, rozmawiają psycholodzy Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci – Agnieszka Chmiel-Baranowska i Grażyna Niewiadomska.

GN: Czemu w szpitalach proponuje się jedną drogę – aborcję?

TD: Jeżeli tak rzeczywiście się dzieje, to postępują w ten sposób lekarze o mentalności, którą Jan Paweł II w Encyklice Evangelium Vitae określił, że „przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę". Jednak są także inni lekarze, którzy dają rodzicom szansę zmiany decyzji, kierując ich do nas na konsultację psychologa. Dyrektorzy dwóch szpitali warszawskich podpisali z naszą Fundacją umowy o współpracy w tej dziedzinie. Uważam to za duży postęp.

GN: A jeśli urodzi się żywe?

TD: Dziecko, które „rodzi się" wskutek sztucznego poronienia, może żyć jeszcze przez kilka godzin. Jego płuca są niedojrzałe, więc umiera z powodu niewydolności oddechowej. Można przypuszczać, że cierpi z powodu duszności. O ile mi wiadomo, nikt nie łagodzi tego cierpienia. U dzieci, które umierając mają duszność, powinno się stosować morfinę (tak postępujemy w hospicjum).

Druga istotna kwestia to zalecenie Kościoła: „płód, jeśli jest jeszcze żywy, w granicach możliwości, powinien być ochrzczony". Nie jest dla mnie jasne, kto miałby udzielać tego sakramentu. Potrzebne są tu jasne wskazówki biskupów dostosowane do konkretnej, szpitalnej sytuacji.

GN: Skoro do was trafili, to znaczy, że nie są przekonani do aborcji.

TD: Skoro do nas trafili, to znaczy, że otrzymali szansę przedyskutowania i przemyślenia swojej decyzji. W prawie i etyce lekarskiej obowiązuje standard świadomej zgody. Świadomej – czyli podjętej po uzyskaniu od lekarza informacji o wszystkich możliwych opcjach postępowania. W przypadku ciężko chorego dziecka jest to szczególnie istotne. Rodzice powinni otrzymać bardzo dokładną informację zarówno o skutkach aborcji, jak również decyzji pro-life.

GN: I co wtedy?

TD: Psycholog omawia z rodzicami obydwa scenariusze. Pierwszy, dotyczący ewentualnego przerwania ciąży, zawiera informacje o zespole poaborcyjnym oraz skutkach dla innych członków rodziny. Drugi, dotyczący ewentualnej decyzji pro-life, obejmuje zarówno sytuację naturalnego poronienia jak i urodzenia żywego dziecka. W przypadkach prenatalnej diagnozy wady letalnej rodzice dowiadują się o możliwości niepodejmowania resuscytacji i uporczywej terapii oraz opiece paliatywnej. Omawiamy takie sytuacje jak: zgon na oddziale noworodków, pozostawienie dziecka w szpitalu w celu adopcji, wypisanie dziecka do domu pod opiekę hospicjum. W przypadku diagnozy zespołu genetycznego, który nie zagraża życiu (np. zespół Downa) i z tego powodu nie kwalifikuje dziecka do opieki hospicjum, umożliwiamy kontakt z odpowiednią organizacją pozarządową. Rodzicom zainteresowanym opieką paliatywną proponujemy spotkanie z rodziną naszego pacjenta z podobnym schorzeniem.

Niestety wielu woli dziecko zabić.

GN: Ale dlaczego?

TD: Nie jestem psychologiem ani spowiednikiem, więc mogę sobie wyobrażać, że przyczyny mogą być następujące: lęk, niedojrzałość, jakiś defekt miłości macierzyńskiej (może spowodowany niskim poziomem oksytocyny?), presja otoczenia, sugestia lekarza, wstyd i przesądy związane z wyglądem dziecka. Z całą pewnością braki w edukacji młodych ludzi. Nikt nie przygotowuje ich wcześniej na ewentualność urodzenia i wychowania chorego dziecka. Byłoby dobrze, gdyby takie zajęcia prowadzono na kursach dla narzeczonych.

GN: Zamiast „zabicie" mówimy aborcja. Zamiast dziecko – „płód". Nomenklatura też robi swoje.

TD: Papież w swojej Encyklice też używa słowa aborcja, aborcja eugeniczna. Słowo „płód" jest terminem medycznym, wywodzącym się embriologii, który jest moralnie neutralny. Używa go np. św. Paweł w stosunku do samego siebie.

Mnie natomiast nie podoba się używanie zapożyczonego z języka angielskiego określenia „terminacja" ciąży. Po łacinie terminatio oznacza zakończenie. Jak wiadomo zakończeniem ciąży jest poród lub naturalne poronienie. Czym innym jest przerwanie ciąży, po łacinie interruptio, po angielsku interruption. Zastąpienie „przerwania ciąży" nowym określeniem „terminacja ciąży" dowodzi braku zrozumienia znaczenia tych słów.

GN: Nie wszyscy dobrze to rozumieją, bo większość uratowanych przez Was dzieci i tak umrze po roku, dwóch.

TD: To wynika z praw natury, na które nie mamy dużego wpływu. Część dzieci umiera przedwcześnie. Zauważył to już Janusz Korczak, który sformułował prawo dziecka do przedwczesnej śmierci. To prawo rzeczywiście istnieje, chociaż nigdy nie zostało wpisane do Konwencji o Prawach Dziecka. Najwyższy czas, żeby wreszcie to zrobić. Powinna być to polska inicjatywa właśnie w 2012 roku, ustanowionym przez Sejm RP Rokiem Janusza Korczaka. Zostały już tylko 2 miesiące.

GN: To jeden z argumentów zwolenników kompromisu aborcyjnego: cierpienie i trauma rodziców.

TD: To bardzo poważny argument, ponieważ utylitaryści uważają, że cierpienia należy zawsze unikać, gdy jest to tylko możliwe, natomiast chrześcijanie dostrzegają w cierpieniu pewne wartości pozytywne. Ta różnica poglądów prowadzi do najważniejszych sporów we współczesnej bioetyce. W przypadku eugenicznej aborcji nie można twierdzić, że kobieta nie będzie cierpiała. Uważa się obecnie, że dziecko od 20 tygodnia ciąży odczuwa ból. Z tego powodu powinno być znieczulane (np. do inwazyjnych zabiegów wewnątrzmacicznych). Z kolei pediatryczna medycyna paliatywna, którą się zajmuję, stawia sobie za cel łagodzenie cierpień chorego dziecka. Rodzice naszych pacjentów bardzo wysoko oceniają skuteczność prowadzonego przez nas leczenia bólu, duszności i innych objawów. Muszę uczciwie przyznać, że nasza skuteczność w łagodzeniu duchowego i psychicznego cierpienia rodziców jest znacznie niższa. Nie znaczy to, że cierpienie rodziców nie ma sensu. Wielu z nich uważa, że dzięki niemu stają się potem lepszymi ludźmi.

GN: Gdyby nie Wy na tym froncie zginęłoby więcej istnień.

TD: Każde uratowane życie ma wartość. Nauczyłem się tego od Ireny Sendler, która uratowała z Getta ponad 2,5 tysiąca dzieci (chociaż zginęło ich tam znacznie więcej). Nie chciałbym tylko, aby to nam, ludziom przypisywano tę zasługę. Z całą pewnością działa Pan Bóg. Każdą konsultację psychologa wspieramy modlitwą. Powinniśmy jednak jako Kościół zrobić coś jeszcze. Konieczne jest stworzenie „banku informacji" o rodzinach, które chciałyby zaadoptować chore dziecko, np. z zespołem Downa. Gorąco apeluję o pomoc w tej sprawie do Czytelników „Gościa Niedzielnego".

26.10.2012

 

Komentarz
„Aquilam volare doces"?

Dr hab. n. med. Tomasz Dangel udzielił interesującego wywiadu na prośbę Redakcji „Gościa Niedzielnego" – spotkał się z Panią Redaktor, poświęcił swój czas, podzielił się specjalistyczną wiedzą, własnymi doświadczeniami oraz przemyśleniami. Zadał sobie także trud naniesienia poprawek do pierwotnej wersji tekstu, gwarantując tym samym precyzję merytoryczną oraz spójność wypowiedzi.

Powszechnie bowiem wiadomo, że język mówiony znacznie się różni od języka pisanego, a podczas redagowania tekstu przez dziennikarza nie będącego specjalistą w danej dziedzinie naukowej, może dojść do nieświadomych nieścisłości merytorycznych oraz językowych. Dlatego też, w celu zapewnienia najwyższej jakości tekstu, niezbędne są wskazówki ze strony osoby udzielającej wywiadu.

Kuriozalne wydaje się zatem niezaakceptowanie przez Redakcję „Gościa Niedzielnego" uwag dr. hab. n. med. Tomasza Dangla do udzielonego przez niego wywiadu i odmówienie publikacji powyższego tekstu (ostatecznej wersji) na łamach gazety.

Celem współpracy dziennikarzy ze specjalistami powinno być wspólne niesienie przysłowiowego „kagańca oświaty". Przykro mi, że niektórzy dziennikarze o tym zapominają. Konsekwencje ponoszą wszyscy.

Martyna Tomczyk

Źródło:
http://www.hospicjum.waw.pl/aktualnosci/312-wywiad-odrzucony-przez-redakcje-qgoscia-niedzielnegoq

POLECAMY